Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2017

Niech to będzie dobry rok

Tak jak nie lubię zabawy sylwestrowej, nie lubię też 1 stycznia. Na ulicach pusto, cicho, jakby świat wymarł. I to poczucie, że jestem o kolejny rok starsza. Nie będę ukrywać, że w ten noworoczny czas czuję niepokój przechodzący w lęk. Jaki będzie ten rok? CO się zmieni? U mnie w pracy zapowiadają się spore zmiany i póki co nie wiem, czy na lepsze. Obawiam się też lata i planów mojego męża na wyjazd zagranicę. No niestety, ale mojej klaustrofobii się nie wyzbyłam i z jej powodu panicznie boję się lecieć samolotem. Gdybym tylko miała pewność, że benzo zaradzą, nie ma sprawy, mogę łyknąć nawet kilka :P Nie chcę, by moi mali chłopcy widzieli panikującą matkę. To, że oni mogliby kiedyś mieć przeze mnie nerwicę, to mój najgorszy koszmar. Nie uważam mimo wszystko, że to, że jakieś lęki we mnie pozostały, powoduje, że nadal mam nerwicę. Tak niektórzy mogliby powiedzieć. Że ona wciąż we mnie jest, przyczajona, czekająca na najlepszy moment, by zaatakować. No cóż, rozczaruję ich,

Nie lubię sylwestra

A wszystko zaczęło się od mojego poprzedniego pieska, który w sylwestrową noc po prostu umierał ze strachu. Nie pomagała nawet hydroksyzyna (przepisana przez weterynarza). Tego roku, kiedy Kira zginęła w wypadku, dla odmiany ja spędziłam sylwestra w łazience, z odkręconą wodą, zatykając uszy w ataku paniki. To było dwa lata temu. Zaimputowałam sobie to, co ona przeżywała. Nie lubię sylwestra, nienawidzę tych wystrzałów, przez które zwierzęta szaleją ze strachu. Kiedy miałam dwadzieścia parę lat, była to moja ulubiona noc. Bo impreza, bo można się ładnie ubrać i najeb… Życie zweryfikowało, jak lata picia (bez przesady, że nałogowego, ale jednak za dużo jak dla mnie) wpłynęły na moje zdrowie psychiczne. Alkoholu do tej pory unikam, bo jest jednym z katalizatorów moich lęków. A choć wiem już, jak sobie z nimi radzić, wolę jednak redukować ten niepotrzebny stres. Tak wiem, stosuję tu mechanizm uniku i pewnie powinnam to olać, pić i się bawić. Może kiedyś. Teraz nie mam jeszcze t

Bo zapomniałam adresu...

Hej hej, u mnie wszystko ok. Pewnie nerwicowcy zastanawiali się, dlaczego długo nie piszę i jak ich znam :P wymyślili sobie, że pewnie choroba mi wróciła. Nic z tych rzeczy - w natłoku zajęć i spraw wsiąkł mi gdzieś w kompie plik z adresem mailowym, na którym stworzyłam tego bloga. Teraz go odzyskałam (a może raczej - w końcu poszukałam), więc od razu piszę :) Tak tylko dla uspokojenia. Pa!