Witajcie, mojego bloga kieruję do osób cierpiących na nerwicę lękową i do tych, których najbliżsi zmagają się z tym zaburzeniem. Co najważniejsze - z tym cholerstwem można sobie poradzić! I ja jestem tego najlepszym przykładem :)
Na nerwicę chorowałam półtora roku (chociaż licząc pierwszy epizod i czas, który później minął - nawet 10 lat - ale o tym później). U każdego przyczyny są inne, inne są też objawy i najlepszy sposób leczenia. U mnie zaczęło się w maju 2015 roku na biegu, w którym startowałam. Było ciepło, a wyścig był ciężki. W pewnym momencie poczułam się źle, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Najpierw była potworna słabość, drżenie mięśni, walenie serca, poty (niekoniecznie związane z wysiłkiem). Następnie ogromny niepokój i myśli - "coś jest nie tak, zaraz tu padnę, a nikt mi nie pomoże". Biegłam dalej i nieco uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam karetkę. Bieg ukończyłam, o "incydencie" zapomniałam, aż do... lipca. Wtedy to w 30-stopniowym upale przebiegłam 10 km. Po biegu od razu poczułam, że coś jest nie tak. Byłam rozpalona - zimny prysznic nie pomagał - słaba i roztrzęsiona. Czułam się tak źle, że myślałam, że umrę. Mąż zawiózł mnie do szpitala. W poczekalni doszedł kolejny objaw - biegunka. Lekarz pobrał krew, wyniki wskazały odwodnienie, ale nie na tyle duże, żeby położyli mnie pod kroplówkę. Do dziś nie wiem, czy odwodnienie daje aż tak silne negatywne odczucia psychiczne, co nie zmienia faktu, że od tego momentu zaczął się mój koszmar. Kika następnych dni było męczarnią. Bałam się, że zejdę z tego świata. Bałam się zostać sama, bo kto mnie zawiezie do szpitala, kiedy będę umierać? (Dla tych zdrowych takie myśli mogą wydawać się śmieszne, ale zaburzeni wiedzą, o czym piszę). Nieustannie miałam przyspieszony puls, było mi na przemian zimno i gorąco, ale najgorsze był lęk - że za chwilę coś mi się stanie. Kolejne miesiące to był rozwój choroby, który u mnie objawiał się "lękiem przed lękiem" i wyszukiwaniem u siebie wszelkich oznak chorób (bolące gardło - rak przełyku, biegunka - zatrucie, itp.). W tym czasie zaczęłam psychoterapię, która niewiele mi pomagała (albo pomagała na kilka dni). Były dni lepsze i gorsze, ale niepokój towarzyszył mi codziennie. Przełom nastąpił po śmierci mojego ukochanego pieska. Zaczęłam wtedy rozmyślać o śmierci, pojawiły się problemy ze snem, nudności. Ponownie dostałam biegunki, miałam zawroty głowy, znów umierałam. Do tego doszła depresja. Chwilami czułam tak dojmujący ból istnienia (wszystko jest bez sensu pomnożone milion razy) i ogromną obawę, że popełnię samobójstwo, bo nie wytrzymam tego, jak źle się czuję. W lutym 2016 r. poszłam do psychiatry. Pani doktor przepisała mi Alpragen i Seronil. Alpragen miałam brać pierwszy miesiąc razem z Seronilem, aż ten drugi "się wgra" i zacznie działać. Leki wykupiłam, a po powrocie do domu zaczęłam o nich czytać w necie. Już po pierwszych wpisach wiedziałam, że tego nie wezmę. Utworzyłam sobie konto na jednym z forów o nerwicy i zaczęłam czytać o zgubnym wpływie SSRI i benzodiazepin na ludzi. I tak czytałam dzień w dzień przez dwa miesiące, a depresja narastała. W kwietniu dopadł mnie lęk wolnopłynący. Każdego dnia budziłam się z uczuciem silnego lęku, który mijał dopiero wieczorami. To było o wiele gorsze od napadów paniki (których kilka w życiu przeżyłam). Bałam się, że zwariuję (lub umrę). Trwało to ok. 2 tygodni, może dłużej. W akcie desperacji zadzwoniłam do psychiatry, która kazała wziąć leki. No i wzięłam. Było jeszcze gorzej. Pierwszy tydzień - koszmar, bo do objawów doszła bezsenność i rozdygotanie całego ciała, po 2 tygodniach było trochę lepiej. I tak wolniutko ciągle mi się poprawiało. Szczerze mówiąc, zdrowa (bez objawów) poczułam się po pół roku brania Seronilu (Alpragen odstawiłam po 3 tygodniach - bez problemów). Fluoksetynę łykałam 9 miesięcy, później z niej zeszłam (również bez problemów). Od 2 miesięcy jestem czysta ;) Nie mówię, że czuję się super (ta moja osobowość...), ale wygrałam z nerwicą i wiem, że każdy z Was może sobie z nią poradzić, bez względu na to, jak długo choruje.
W kolejnych wpisach będę tę chorobę rozkładać na czynniki pierwsze, napiszę, co mi pomogło w walce z nią, a co przeszkadzało.
Chętnie odpowiem na wszystkie pytania. Bo ten blog, będący oczywiście jakąś formą autoterapii, ma być przede wszystkim dla Was!

trzymajcie się :*

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co mi POMOGŁO wyjść z nerwicy

Dlaczego fora dla nerwicowców nie pomagają

„Nie wierzę, że nerwica może minąć”